Ślub-Wesele.pl - odwiedź nasz portal ! Fryzury ślubne 2016 Komis ślubny Baza firm Życzenia ślubne :: Portal dla nowoczesnych rodziców - AchTeDzieciaki.pl

Forum ślubne Ślub-Wesele.pl

Adopcja
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ślubne :: strona główna -> Nasze problemy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Czy byłabyś/byłbyś gotów adoptować dziecko?
Tak
41%
 41%  [ 10 ]
Tak, ale tylko jeśli nie moglibyśmy mieć naturalnie potomstwa
50%
 50%  [ 12 ]
Nie, obydwoje jesteśmy przeciwni
8%
 8%  [ 2 ]
Wszystkich Głosów : 24

Autor Wiadomość
Elmuszka
moderator
moderator


Dołączył: 15 Sie 2010
Posty: 4494

PostWysłany: Czw 24 Kwi 2014, 21:51    Temat postu: Adopcja Odpowiedz z cytatem

Wątek docelowo o adopcji.
Ciekawa jestem, czy adopcja była w Waszych małżeństwach w ogóle brana pod uwagę? Tylko w razie problemów z zajściem? Może w jakiejś dalszej perspektywie? A może w ogóle?
Dla ułatwienia- ankietka uśmiech
Mam nadzieję, że wątek nie umrze po jednym moim poście język
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
nheledore
moderator
moderator


Dołączył: 15 Lip 2011
Posty: 6798
Skąd: K/T

PostWysłany: Czw 24 Kwi 2014, 22:04    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ja zaznaczyłam tak. Choć to problem bardzo mocno skomplikowany i trudny. Mnie się adopcja od zawsze w głowie kołatała. Potem na krakowskich błoniach, gdzie było spotkanie z Benedyktem XVI pamiętam rodzinę, która miała dwoje dzieci "z brzuszka" i troje "z serduszka", mocno mi to zapadło w pamięci.

ALE.
Adopcja to oprócz całego bagażu emocjonalnego dla dziecka i rodziny, oprócz szczęścia każdej ze stron, to też niesamowite kłopoty, niestety.
Czytałam sporo o adopcji, czytałam na forach ludzi, którzy adoptowali. Niemal każde dziecko odłączone od matki nabawia się zespołu zaburzeń więzi. Te dzieci są tak zranione, że same budują wokół siebie mur, żeby nikt więcej ich nie skrzywdził.
Nie patrzą w oczy, nie mówią "kocham", są urocze dla całego otoczenia, a w domu urządzają piekło, są bardzo wyczulone i słyszą WSZYSTKO.
Nie działają na nie naturalne metody wychowawcze- np. konsekwencja. W przypadku tych dzieci to przynosi wręcz odwrotny skutek. Każde kochane i chciane od początku dziecko na słowa: 'jak nie odrobisz lekcji, spędzisz godzinę siedząc na krześle' bierze się za odrabianie. Zranione dziecko pomyśli sobie: "byłem niechciany, maltretowany, bity i niekochany, godzina siedzenia na krześle nie będzie karą"; pamiętam dokładnie taki przykład z forum.
Okropne. Okropne uczucie wiedzieć, że są na świecie dzieci, które borykają się z czymś takim, że są ludzie, którzy odrzucając dziecko nie zdają sobie sprawy, jak bardzo łamią mu całe życie, charakter, wszystko.

Jeśli ktoś jest gotowy przez to przejść, jest herosem. Chylę czoła, podziwiam. Ja nie wiem jednak, czy byłabym gotowa znieść tak wielkie cierpienie dziecka pod moim dachem, nie wiem.

Inna para kaloszy, kiedyś się tu spieraliśmy o adopcję, padły niefajne słowa, że przecież wiadomo, że adoptuje się dopiero, jeśli są problemy. Wcale nie. Może w większości przypadków tak jest, ale to wcale nie jest reguła i nie powinno przenikać do świadomości. Adoptowane dzieci kiedyś dorosną i co, jeśli sobie tak pomyślą? Że gdyby rodzice mogli mieć własne, dalej siedziałyby w bidulu?


Jeśli kiedyś będziemy mieli dość sił i dość miłości w sobie plus odpowiednie warunki, myślę, że chciałabym adoptować 3, 5, 6ściolatka. Mój mąż kiedyś mnie zaskoczył mówiąc, że najuczciwsze wobec maluchów, byłoby zrobić rodzinę zastępczą, czyli nie mówić dzieciom, że oto mają znów mamę i tatę, ale że mają kogoś, na kogo będą mogli liczyć zawsze, którzy zabiorą ich do zoo i dadzą kasę na szkolną wycieczkę.

Temat jest okropnie trudny.
Nie da się go przejeść. Można milion słów napisać, a i tak to będzie mało.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Elmuszka
moderator
moderator


Dołączył: 15 Sie 2010
Posty: 4494

PostWysłany: Czw 24 Kwi 2014, 22:14    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Właśnie właśnie, RAD!
Ja nie chciałam od tego zaczynać tematu adopcji, jakieś mam przeczucie, że ktoś kto to wie, na 99% nie zaznaczy TAK.
Ale skoro temat wszedł na tapetę... ja nic wspólnego nie mam z pedagogiką, psychologią i podobnymi tematami. Dlatego problem RAD dla mnie nie istniał, naiwnie miałam w głowie biedną sierotkę (oczywiście uogólniam). Szczególnie, ze w rodzinie mamy adoptusie, praktycznie bezproblemowe.
Dopiero po tym jak wiem więcej, zaczęłam pytać w rodzinie jak to było. No i tutaj akurat okoliczności były takie, że ryzyko zaburzeń było zminimalizowane.

W wielu miejscach w necie znalazłam też niestety info o tym, że ośrodki adopcyjne zatajają stan zdrowia dziecka. A tu przecież nie powinno chodzić o to, żeby dziecko wypchnąć do adopcji... potem kończyć się to może rozwiązaniem przysposobienia i cierpieniem zarówno rodziców i dzieci...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
nheledore
moderator
moderator


Dołączył: 15 Lip 2011
Posty: 6798
Skąd: K/T

PostWysłany: Czw 24 Kwi 2014, 22:31    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jestem jednym procentem ludzkości? oczko Eeee, nie może być aż tak źle!

Myślę, że ktoś, kto naprawdę rozważa adopcję musi sobie uświadomić, że to, przynajmniej na początku, więcej cierpienia, niż radości. U mnie w rodzinie też są adoptusie, jedna dziewczynka niestety, pomimo, że została adoptowana w 8 miesiącu życia- nabawiła się wszelkich syndromów. Nie będę na ogólnym forum opisywać szczegółów, ale czasami serce się krajało.

Te dzieci naprawdę są biedne. To nie jest ich wina, że robią te wszystkie rzeczy, od których włos na głowie się jeży.
Adopcja polega na chęci pomocy, przede wszystkim im. To są mali ludzie, którzy od początku czuli się niekochani, czuli, że są niechciani, niepotrzebni. Potem byli albo od razu odtrąceni, bez przytulanek, głaskania, kołysania, albo maltretowani- przypalano im skórę papierosami, wyzywano ich wulgaryzmami i nie reagowało się na ich potrzeby. Dorosły człowiek nabawiłby się traumy, a co dopiero małe, nieuporządkowane emocjonalnie dziecko.

Deina kiedyś tu fajnie napisała: "trzeba mieć wiele miłości w sobie , żeby sprawić, by dziecko uwierzyło, że nie jest w jego mocy sprawić, by przestano je kochać".
Te dzieci, jak nikt, zasługują na miłość, na drugą szansę, na to, by ktoś im pokazał, że właśnie są warte wiele, że są potrzebne, że są fajne, że mogą być dobre.

Czytałam o chłopcu, który sam o sobie myślał, że jest zły. No bo skoro go zostawiono? Tak w to uwierzył, że robił wszystko, żeby rodzice adopcyjni też w to uwierzyli. Złamali go miłością. Ale ile ich to kosztowało? Wiedzą tylko ci, którzy doświadczyli na własnej skórze.

Oczywiście, to bardzo niesprawiedliwe, że ośrodki adopcyjne zatajają informacje o stanie zdrowia, ale to nie wynika z niczego.
Mam koleżankę po pedagogice, z którą kiedyś na ten temat rozmawiałam. Mówiła mi, że miała zajęcia z dyrektorem domu dziecka.
Ludzie, którzy przychodzą adoptować najczęściej mają sprecyzowany typ dziecka: kolor oczu, włosów-dziecko ma być ŁADNE.
Rozumiesz? Gdy do ośrodka trafia dziecko, które jest zwyczajnie nieurodziwe, wręcz brzydkie- pracownicy wiedzą, że zostanie w nim do 18 roku życia.
Kim my, kurde, jesteśmy, że nawet w obliczu niemożności posiadania dziecka, albo właśnie w obliczu zdecydowania się na poświęcenie wobec OBCEGO dziecka, najbardziej zależy nam na opakowaniu? My, jako ludzie? Że chore, brzydkie, chuderlawe odrzucamy?

Ja nie wiem, czy będę miała siłę.
Jakąś chęć w sobie mam, wydaje mi się, że umiałabym tak pokochać, żeby wybaczać nieustanne ranienie mnie.
Ale czy faktycznie się kiedyś zdecydujemy?
Nie wiem.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
atina
guru
guru


Dołączył: 11 Paź 2010
Posty: 4955
Skąd: honolulu

PostWysłany: Czw 24 Kwi 2014, 22:40    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Brakuje mi tu jeszcze jakiejś odpowiedzi, nie wiem jakiej. Dlatego na razie nie zagłosuję. Albo po prostu nie przemyślałam tego dobrze. Ciężki orzech do zgryzienia.
Kiedyś wydawało mi się., że chciałabym pomóc, pomimo tego, że miałabym własne dziecko. Teraz wydaje mi się, że aż tak odważna nie jestem. To nie jest piesek ze schroniska, którego przygarnę pod swój dach. To jest wielka odpowiedzialność, a konsekwencje owej decyzji mogą być niewyobrażalne.
_________________

Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Elmuszka
moderator
moderator


Dołączył: 15 Sie 2010
Posty: 4494

PostWysłany: Czw 24 Kwi 2014, 22:48    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ja właśnie nie wiem, czy miałabym siłę, żeby kochać bez sygnałów zwrotnych od dziecka. Takich w ogóle, nigdy, zupełnie nie wysyłanych. Czytałam trochę o adopcjach, gdzie więzi nie udało się wytworzyć przez kilkanaście lat. Nie wiem czy bym to zniosła. Nie wiem.

Mówisz, że rozważający adopcję "musi sobie uświadomić". Musi! Tylko, że znów, czytam, że o FAS moze trochę na szkoleniach jest, ale o zaburzeniach więzi marnie, marniutko. Wiadomo, że świadomy rodzic będzie drążył, czytał, szukał. Ale czy wszyscy są świadomi? A może część z przyszłych rodziców adopcyjnych ufa, że OA wie co robi?
Osiem miesięcy bez opiekuna to aż nadto, niestety... czytałam, że syndrom może występować nawet u dzieci, które w dzieciństwie sporo chorowały (ze względu na nieuśmierzany ból), albo u wcześniaków, których nie można było dotykać w inkubatorach.

Ludzie, którzy przyszli po niebieskooką blondynkę z kręconymi włoskami chyba w ogóle nie powinni dostawać kwalifikacji... ale wcale nie dziwię się, gdy ktoś obawia się adopcji dziecka chorego, zarówno fizycznie jak i skrzywionego psychicznie. Decyzja ma być racjonalna, oparta na całkowitej możliwej do uzyskania wiedzy, a nie wypchnięciu dziecka z tekstem "a teraz sobie radźcie".

Po tych dwóch tygodniach zgłębiania tematu (wiadomo, że nieprofesjonalnie) w kolejnej dziedzinie wyłącza mi się ufność a włącza kontrola. Straszne.

Atina, jak wymyślisz tę dodatkową odpowiedź, daj znać koniecznie!

Jak przeczytałam o tym, że adopcję można rozwiązać, pierwsza myśl była taka "ci ludzie są bez serca!". Dopiero później, po przeczytaniu jakiś blogów, forów itd- rozumiem i się nie dziwię.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
nheledore
moderator
moderator


Dołączył: 15 Lip 2011
Posty: 6798
Skąd: K/T

PostWysłany: Pią 25 Kwi 2014, 7:56    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Elmuszka napisał:
Jak przeczytałam o tym, że adopcję można rozwiązać, pierwsza myśl była taka "ci ludzie są bez serca!". Dopiero później, po przeczytaniu jakiś blogów, forów itd- rozumiem i się nie dziwię.


A ja się dziwię.
Gdy własne dziecko sprawia problemy wychowawcze, raczej nie zdarza się, żeby rodzice oddawali je. Dlaczego więc łatwiej oddać przysposobione dziecko?
Nie oskarżam tutaj konkretnie tych rodziców, ale całą otoczkę, która w takich sprawach zawodzi. Wydaje mi się, że OA powinien wspierać rodziców, przeprowadzać z nimi rozmowy, informować o wszystkich możliwych scenariuszach, być ostoją dla rodziców, a wiemy, że nie są. Ci rodzice zostają sami ze sobą i ze zranionym dzieckiem.
Rozumiem, że w takich momentach mogą czuć się pokrzywdzeni: "jak to, to my cię przygarnęliśmy, a tu taka niewdzięczność?!".

Rozwiązanie adopcji dla zranionego dziecka jest potwierdzeniem wszystkich jego myśli. Ono podświadomie do tego dążyło- do potwierdzenia, że nie zasługuje na miłość, że jest złe, że nikt go nie pokocha, że nigdy i nigdzie nie będzie bezpieczne. Ale w głębi nieświadomości nawet miało nadzieję minimalną, że może jednak nie? Że pomimo tych wszystkich rzeczy, które robi, może właśnie ktoś je zdziwi i pokocha z całym tym bagażem.

Żeby adoptować, trzeba się wznieść ponad samych siebie.
Zrozumieć, że nie to dziecko będzie dla mnie- jako pocieszenie, bo nie mogę mieć własnych, ale od tej chwili Ty istniejesz dla dziecka, żeby pokazać mu, że świat wcale nie jest taki zły, jak jemu się wydaje.
To są kilkuletnie 'dorosłe' dzieci. Niosą taki plecak na sobie, jakiego często trzydziestolatek nie dźwiga. Nie można kierować swojego rozczarowania w ich stronę, bo to nie jest ich wina. To wina ich rodziców, tych ludzi, którzy urodzili i dali dupy na całej linii, bo porzucili, zostawili, zranili.


Tak, kiedyś wcześniaki miały zespół zerwanych więzi, stąd wzięło się kangurowanie tych nawet najmniejszych maleństw. Żeby czuły, że nie są same ze swoimi kłopotami, żeby się czuły kochane. Dzięki kangurowaniu nie dość, że szybciej dochodzą do siebie, wiedzą, że są chciane i kochane.

Pewnie, że nie wszyscy są świadomi.
Ale czyja to wina? OA? Konkretnych dzieci? Chyba tych ludzi, którym wydaje się, że jeśli wezmą dziecko z domu dziecka, ono będzie im wdzięczne do końca życia. Nie będzie.
Nie żal mi takich ludzi, którzy żyją i nie drążą, nie chcą wiedzieć, żyją bezmyślnie. Jest wielu takich, OA powinien ich wyłapać.


Myślałam o tym wczoraj, zanim poszłam spać.
Jeśli zdecydowałabym się, to chyba wtedy, gdy moje dziecko/dzieci z brzuszka będą na tyle duże, by zrozumieć, że teraz mama musi poświęcić znacznie więcej czasu nowemu domownikowi, któremu jest to bardzo potrzebne.
Czasami też sobie myślę, że moja niepłodność mogła być pstryczkiem od Pana Boga. Naprawdę wiele mnie nauczył ten okres i może było mi to potrzebne, żeby kiedyś podjąć tę decyzję?
Na dzisiaj nie wiem, mamy za krótki staż małżeński, jeszcze nie wiemy, gdzie chcielibyśmy docelowo mieszkać, ja mam kilka różnych ścieżek w głowie. Ale za 8 - 10 lat? Może wtedy będę w punkcie, w którym stwierdzę: tak, to jest to. Mężu, co ty na to uśmiech
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Elmuszka
moderator
moderator


Dołączył: 15 Sie 2010
Posty: 4494

PostWysłany: Pią 25 Kwi 2014, 9:04    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cóż. Zdarza się przecież, że rodzice biologiczni sami pomagają w skierowaniu dzieci do poprawczków i innych instytucji, jeśli sami nie dają rady? Jeśli ochrona innych ludzi tego od nich wymaga?

Tutaj na przykład bardzo skrócona historia rozwiązania adopcji. Łatwo znaleźć też bloga matki. Oszukanej przez OA, wymęczonej do granic.... Niepoinformowanej o najistotniejszych informacjach o dzieciach. Z tymi danymi pewnie skończyłoby się to inaczej...
Część pierwsza Część druga


nheledore napisał:

Nie oskarżam tutaj konkretnie tych rodziców, ale całą otoczkę, która w takich sprawach zawodzi. Wydaje mi się, że OA powinien wspierać rodziców, przeprowadzać z nimi rozmowy, informować o wszystkich możliwych scenariuszach, być ostoją dla rodziców, a wiemy, że nie są. Ci rodzice zostają sami ze sobą i ze zranionym dzieckiem.
Rozumiem, że w takich momentach mogą czuć się pokrzywdzeni: "jak to, to my cię przygarnęliśmy, a tu taka niewdzięczność?!".

Myślę, że nie o niewdzięczność tu chodzi, raczej o to, że realnie adopcja jest transakcją wiązaną- dzieci dostają rodziców, rodzice mają dzieci, najczęsciej tacy, którzy biologicznie ich nie mogli mieć. Pewnie kilka procent ludzi adoptuje dzieci dla wzniosłej idei... Teoretyzując kilka lat temu też byłam bardzo za uśmiech OA w idealnym świecie wspierać powinny, czytając- dowiadujemy się, że świat idealny nie jest.


Cytat:
Pewnie, że nie wszyscy są świadomi.
Ale czyja to wina? OA? Konkretnych dzieci? Chyba tych ludzi, którym wydaje się, że jeśli wezmą dziecko z domu dziecka, ono będzie im wdzięczne do końca życia. Nie będzie.
Nie żal mi takich ludzi, którzy żyją i nie drążą, nie chcą wiedzieć, żyją bezmyślnie. Jest wielu takich, OA powinien ich wyłapać.

To chyba też nie do końca tak. Adoptują też prości ludzie, bez studiów, przeczytanych milionów książek i bez wielkiego pędu do rozwoju. Tacy zwyczajni, nie wiem, górnicy, spawacze i krawcowe po zawodówce. Z wielkimi pokładami miłości, którą OA powinien mądrze przełożyć na właściwy tor. Ale tu potrzebna jest wielka, przeogromna uczciwość, płynąca z obydwu stron. Rodziców, którzy przyznają się, że nie wiedzą, bez obaw, że to ich skreśli. Jak i OA, który pomoże, wyjaśni i niczego nie ukryje.

Edit:
Tak dodatkowo, myślę, że nie idzie mi o to, że nie poradziłabym sobie z brakiem miłości od dziecka. Pewnie dalibyśmy radę. Pytanie brzmi raczej, czy chcemy się na takie życie zdecydować.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
nheledore
moderator
moderator


Dołączył: 15 Lip 2011
Posty: 6798
Skąd: K/T

PostWysłany: Pią 25 Kwi 2014, 9:40    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Paradoksalnie, ci najprostsi ludzie mogą dać najwięcej szczerej i intuicyjnej miłości...

Przeczytałam ten artykuł. Straszne, okropne.
Ale nadal uważam, że to nie jest wina tych dzieci. Nawet te stosunki seksualne, pomimo, że to rodzeństwo. Nie można zrzucić winy na dzieci, które zostały skrzywdzone jeszcze w łonie, a potem tuż po porodzie. To jest konsekwencja tego, co z nimi się działo wcześniej. Nie można też wymagać, że nauczą się pewnych rzeczy, jeśli zostało im to uniemożliwione i nie mają tej funkcji, bo mają FAS, albo inne zaburzenia, które dostały nie z własnej winy.

Z tego co czytałam, a interesowałam się tym mocno pod koniec ubiegłego roku, dzisiaj niewiele się zmieniło od lat 90tych. Ośrodki nadal są niechętne do pomocy, udzielania wszystkich informacji, prowadzenia terapii. Jest taka terapia szokowa, nie pamiętam teraz nazwy, nie będę szukać, polegająca na przytulaniu na siłę. Terapia dla dzieci z zaburzonymi więziami i autystycznych. Trwa to kilka godzin dziennie, dzieci płaczą, wyginają się, plują i biją, ale są zmuszone do bliskości, do kontaktu wzrokowego. Wygrana polega na tym, że dziecko pada ze zmęczenia, nadal wtulone w matkę albo ojca. Bardzo kontrowersyjna, ale dla rodziców takich dzieci często jest jedynym ratunkiem.
No ale znów- wszystkiego trzeba szukać na własną rękę, mądrzy ludzie, którzy nigdy nie zetknęli się z tym problemem wygłaszają tyrady, że to niehumanitarne i że jak tak można...
Ludzie, którzy adoptują i przeżywają piekło są zostawiani sami sobie, a wręcz traktowani z ostracyzmem, bo- jak w tym artykule- jak można mówić do dzieci po żołniersku?!

Te dzieci nie robią tego specjalnie.
One zwyczajnie nie rozumieją. Nie obchodzi ich to, że krzywdzą, bo same są tak bardzo skrzywdzone.
Ludzie, którzy tego nie rozumieją, nie powinni nigdy adoptować. Wiem, że to bardzo brutalne, ale lepiej dla wszystkich.
W artykule padło dobre stwierdzenie: "Tomek nie spełnił oczekiwań". A optyka powinna być zupełnie inna: "Jakie Tomek ma oczekiwania względem nas?".

Łatwo nam się mówi, z dala od tego piekła.
Ileż jest rodzin, które po adopcji się rozpadły! Te dzieci potrafią zniszczyć każdą relację, ale znów, to nie jest ich wina.


Elmi, ale tak naprawdę, to, co było przytoczone w artykule to znowu najczarniejszy scenariusz ze wszystkich.
Nie jest wcale powiedziane, że każda rodzina adopcyjna będzie przechodziła przez taką masakrę.
W mojej rodzinie wszystko skończyło się dobrze uśmiech
Może być przecież tak, że dziecko nie będzie miało bardzo mocno zaburzonych więzi, że będzie radziło sobie z emocjami. Nie każde dziecko w domu dziecka ma też FAS, nie każde jest z problemami.
Warto zdawać sobie sprawę z ryzyka, ale nie wolno nigdy zakładać najgorszych scenariuszy!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ruda_wiewiórka
moderator
moderator


Dołączył: 01 Gru 2011
Posty: 12149
Skąd: Ze Stumilowego lasu :)

PostWysłany: Pią 25 Kwi 2014, 12:08    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zgadzam się ze słowami Nheledore w 100%.
Szczególnie w kwestii rozwiązywania adopcji. Jakim prawem chcemy pozbyć się dziecka, za które wzięliśmy odpowiedzialność? Na które tyle czekaliśmy, w końcu sprawa adopcyjna to nie jest takie hop siup, z którym nawiązaliśmy już jakąś więź, daliśmy iskierkę nadziei na nowe, lepsze życie?
Owszem, nie raz jest tak jak w przypadku Gabrieli z tego artykułu, ale tu jest ewidentnie brak pomocy osób trzecich, psychologów, którzy pomogli a nie tylko umywali ręce, państwa i OA, które tylko wypchnęły dzieci i miały "z bani".

Znam kilka małżeństw z adaptowanymi dziećmi, niektóre były po przejściach. Ale każdy z nich ma się dobrze, i tam też była walka o każde uczucie ale dało radę. Z pomocą innych ale dało radę.
_________________

Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ślubne :: strona główna -> Nasze problemy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Zamknij

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.

Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz określić w ustawieniach Twojej przeglądarki.



Warszawa : Katowice : Kraków : Poznań : Wrocław : Łódź : Szczecin : Gdańsk : Toruń : Bydgoszcz : Częstochowa : Olsztyn : Rzeszów : Piła : Zielona Góra : Lublin : Kielce

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group