Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kasiek86 guru
Dołączył: 16 Lut 2009 Posty: 6450
|
Wysłany: Sob 28 Gru 2013, 13:13 Temat postu: |
|
|
magda87 napisał: | Nie daj Boże ja stracę pracę, to tracimy oboje ubezpieczenie, bo on jest pod moje składki podpięty... Ma 26 lat, a doświadczenia brak. I ja mam się cieszyć, że mama mu daje?? A co jeśli zajdę w ciążę? A co jeśli zabraknie rodziców? I wtedy z ręką w nocniku zostaniemy... |
Czyli jednak WY, to znaczy, że nie skreśliłaś całkowicie tego związku. Ja to widzę tak...
walczyłaś, próbowałaś dotrzeć do męża, otworzyć mu oczy. Jak już coś zaczyna mu w głowie świtać, rozjaśniać się (bladym i słabym płomyczkiem ale jednak), to ty zaczęłaś mieć to w doopie i puściłaś focha. Myślałaś już tylko o swojej wyprowadzce. Ja myśle, że czas schować dumę do kieszeni, zapomnieć o fochach i wreszcie zacząć ROZMAWIAĆ. I nie licz że po dwóch słowach się wszystko zmieni, naprawi. Potrzebujecie dużo rozmów, dużo słów, krzyków, łez i przede wszystkim wiele, wiele czasu na te rozmowy i zmiany. I uważam, że oboje powinniście się zmienić, wszak małżeństwo to siła kompromisów, ale najpierw nauka ustępowania.
rodzice zawsze będą chcieli pomagać (i w sumie chwała im za to), ważne żeby umieli to robić i nie robili tego wbrew waszej woli. Myślę, że przydałby wam się mediator, ale taki całkiem z zewnątrz, taki co wysłuchałby obu stron (a nawet trzech bo i rodziców).
Strasznie żałuję, że nie pogadałaś wtedy z mężem (cóż z tego że mama kazała mu kupić kwiaty, nie każdy facet domyśli się o takich szczegółach). Wystarczyło mu grzecznie powiedzieć, że cię boli, że nie możesz się skupić na rozmowie, bo jesteś chora. Myślę, że wtedy nie byłoby dodatkowego, niepotrzebnego zapalnika. _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
annna guru
Dołączył: 14 Gru 2011 Posty: 4922 Skąd: Katowice
|
Wysłany: Sob 28 Gru 2013, 14:00 Temat postu: |
|
|
Alleluja - podpisuję się pod słowami Kasika bo chyba najlepiej ujęła całą sytuację.
Swoją drogą, sama powiedziałaś "Czemu rodzice nie zatrudnią męża?" To może trzeba to postawić jako warunek? Na czas skończenia studiów Mężu pracuje 8 godzin dziennie 5 razy w tygodniu u teściów i dostaje za to kasę. Skończy studia, zaczyna szukać czegoś innego. Wtedy niejako wilk syty i owca cała - Mężu uczy się, co to znaczy dorosłe życie, On zadowolony, bo to praca u rodziców, nawet teściowie powinni się cieszyć. Moja mama miała koleżankę, która tak właśnie zatrudniała syna, gdy nie miał pracy i teraz spokojnie pracuje już gdzie indziej, ma dziecko, żonę, stał się dorosły. Niektórym potrzeba więcej czasu, innym mniej.
A Ty też idź na kompromisy. Skoro tak Ci cały czas dziamgają o tym, czemu nie szukasz pracy w zawodzie, to zacznij szukać. Szukajcie z Mężem razem - będzie Wam nawet raźniej. Oczywiście ze swojej roboty nie rezygnuj, ale w międzyczasie patrz na oferty pracy, ja tak zmieniałam pracę i udało się.[/b] _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
magda87 maniak
Dołączył: 04 Sie 2011 Posty: 1388 Skąd: Podlaskie
|
Wysłany: Sob 28 Gru 2013, 14:07 Temat postu: |
|
|
Ale ja szukam cały czas pracy w zawodzie, ale niestety nie mam doświadczenia, więc nie jest tak łatwo...
Otóż w tym problem, że oni go nie zatrudnią... Ta firma to spółka teściowej i jej brata i z tego co wcześniej mówili, to nie zatrudniają, bo to trzeba płacić, bo to sanepid wlezie itp itd... Więc nawet dla swojego syna tego nie zrobią, ewentualnie brat teściowej się na to nie zgodzi...
Proponowałam, żebyśmy poszli na terapię, ale spotkałam się z taką oto odpowiedzią "sama idź"...
Dopiero dzwonił zapytać kiedy przyjadę po swoje rzeczy...
Ja fochów nie strzelam, po prostu czuję się mocno zraniona i każda myśl o tym wszystkim boli jak jasna cholera, bo dałam całą siebie, a gówno dostałam...
I tak, macie racie, ja już nie walczę, bo nie mam już na to sił... A te moje bóle żołądka to od nerwów... Wszystko się w ostatnim czasie odbiło na moim zdrowiu... |
|
Powrót do góry |
|
|
pearl.jamka guru
Dołączył: 31 Paź 2013 Posty: 3322
|
Wysłany: Sob 28 Gru 2013, 14:37 Temat postu: |
|
|
To chyba Ty masz problem w tym, że zapierniczasz cały miesiąc w pracy - której chyba nie lubisz, no bo nie jest w zawodzie a chłop przynosi więcej kasy. No i dobrze. Jego obowiązek - a jak to robi to już chyba jego sprawa. (byleby nie robił niczego niezgodnego z prawem) - przynajmniej Cię nie ściemnia (mógłby wychodzić codziennie z domu na 8h i udawać że pracuje dla kogoś). Jak Ci źle to zmień pracę i nie mów , że się nie da bo w takie bajki to nie wierzę - chyba, ze mieszkasz w Bieszczadach.
No to odejdź i już. Po co się nad tym dłużej zastanawiasz. I tak nie potraficie ze sobą rozmawiać - więc chyba nie ma czego naprawiać.
Tylko nie szukaj pretekstu w innych tylko w sobie. Ot. _________________ Wiadro cierpliwości przyjmę! Pilnie! |
|
Powrót do góry |
|
|
magda87 maniak
Dołączył: 04 Sie 2011 Posty: 1388 Skąd: Podlaskie
|
Wysłany: Sob 28 Gru 2013, 14:49 Temat postu: |
|
|
pearl.jamka nie chcę być nie miła, więc poproszę ładnie - nie wypowiadaj się więcej na mój temat... |
|
Powrót do góry |
|
|
agattt moderator
Dołączył: 17 Lut 2011 Posty: 13577
|
Wysłany: Sob 28 Gru 2013, 15:40 Temat postu: |
|
|
Pearl.jamko przesadzasz. _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
EwaK guru
Dołączył: 09 Lis 2012 Posty: 2816 Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Sob 28 Gru 2013, 15:47 Temat postu: |
|
|
pearl.jamka niby starasz się być obiektywna, a bronisz męża madzi mimo, ze nie znasz sytuacji z Jego perspektywy. Nie uważasz, ze to trochę nie w porządku? _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
pluszak guru
Dołączył: 09 Lis 2011 Posty: 2162 Skąd: TRN
|
Wysłany: Sob 28 Gru 2013, 15:56 Temat postu: |
|
|
Kasiek ujęła sprawę dobitnie. Na zburzenie związku wystarczy sekunda, na odbudowanie trzeba mnóstwo pracy, krzyków, łez. Niestety nie w każdym małżeństwie od początku jest kolorowo, ale trzeba się nauczyć siebie, ustępować, rozmawiać, opierniczać itd... Rozumiem Cię, że jesteś już całą sytuacją zmęczona, ale to Twoje życie i dużo 'zainwestowałaś' w ten związek decydując się na niego. Na pewno jeszcze w jakiejś części kochasz tego faceta i w głębi duszy chciałbyś żeby wreszcie było normalnie, ale chłopy to czasami ciężko rozumne istoty i na ogarnięcie pewnych spraw potrzebują o wiele więcej czasu niż my A skoro już coś zaczęło do niego docierać, to może w końcu się przebije... Trzymaj się i podejmij słuszną decyzję. _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
agattt moderator
Dołączył: 17 Lut 2011 Posty: 13577
|
Wysłany: Sob 28 Gru 2013, 16:06 Temat postu: |
|
|
Ja również popieram dziewczyny w tym, że warto jeszcze walczyć o to małżeństwo. Znam dwa małżeństwa moich znajomych, gdzie było już naprawdę ciężko, pozwy rozwodowe były w planach i jakoś udało im się poskładać wszystko i teraz, po kilku latach są szczęśliwi. Nie twierdzę, że Wasze małżeństwo na pewno da się odbudować, ale nie poróżniło Was coś takiego, czego nie da się wybaczyć, zapomnieć (np zdrada, przemoc). Fakt, mąż musi się ogarnąć, ale myślę, że w końcu wydorośleje. Ty na pewni też bez winy nie jesteś. Może ta Twoja wyprowadzka wyjdzie Wam na dobre, bo mąż może otrzeźwieje, a Ty złapiesz oddech. Jednak, by cokolwiek miało się zmienić na lepsze to nie możesz się zamykać i reagować agresywnie i negatywnie na wszystko, co on robi i mówi. _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
magda87 maniak
Dołączył: 04 Sie 2011 Posty: 1388 Skąd: Podlaskie
|
Wysłany: Sob 28 Gru 2013, 16:12 Temat postu: |
|
|
Ja w tym momencie nie jestem nastawiona negatywnie.
Wyprowadziłam się, choć jutro jadę po swoje rzeczy, bo nie zdołałam wziąć wszystkiego co jest mi potrzebne. Muszę odpocząć, muszę odetchnąć, złapać oddech od tego ciągłego stresu...
Chcę też zobaczyć co on będzie miał zamiar teraz robić...
I nie mówię, że jestem bez winy, bo wina leży po obu stronach... Tylko bardzo boli składanie obietnic bez pokrycia... Tak jak moja mama powiedziała, obiecał a nie miał zamiaru dotrzymać słowa, więc po co obiecywał, dawał nadzieję... Ja po prostu zostałam brutalnie okłamana kilkakrotnie...
Dopiero teraz jak się to wszystko zadziało widzę kilka rzeczy, które działy się przed ślubem, które powinny dać mi do myślenia, ale wtedy byłam zachłyśnięta, zaślepiona miłością... A po ślubie przyszedł czas na dorosłe życie, które mi obiecał...
A chyba żadna z nas nie chciałaby być okłamywana przez najbliższą osobę... Zaufałam mu, a on to zaufanie zdeptał dosłownie... Mówię mu, że uwierzyłam w jego obietnice, na co odrzekł, że mogłam nie uwierzyć i ślubem dupy nie zawracać...
Boli jak jasna cholera... |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Zamknij
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz określić w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Warszawa : Katowice : Kraków : Poznań : Wrocław : Łódź : Szczecin : Gdańsk : Toruń : Bydgoszcz : Częstochowa : Olsztyn : Rzeszów : Piła : Zielona Góra : Lublin : Kielce
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group |