Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Panna_na_niedźwiedziu bywalec
Dołączył: 21 Wrz 2013 Posty: 155 Skąd: Lbn
|
Wysłany: Sro 13 Lis 2013, 14:40 Temat postu: |
|
|
Tak, mój mąż jest bezpłodny, a dodatkowo ja też mam PCOS.
Jesteśmy zdecydowani na skorzystanie inseminacji nasieniem dawcy, kiedy przyjdzie na to czas. A jeśli się nie uda, to adopcja. A jeśli i adopcja się nie uda (bo różnie w życiu bywa, a adopcja nie jest łatwą procedurą), to będziemy szczęśliwi żyjąc we dwoje. Jeżeli ktoś nie wyobraża sobie życia bez biologicznego dziecka, bo ma tak mocno rozwinięty instynkt rodzicielski, to myślę, że wypadałoby przed ślubem się porządnie przebadać, żeby wiedzieć, na czym się stoi. _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
Justyna*** maniak
Dołączył: 13 Lis 2011 Posty: 1442
|
Wysłany: Sro 13 Lis 2013, 15:18 Temat postu: |
|
|
Nhele, dla Ciebie tylko piszę w tym wątku, bo wiesz co sobie kiedyś obiecałam
Mówiąc wprost - mam, albo raczej miewam tak samo jak Ty. Bo takie uczucia włączają mi się rzadko. I nie mój mąż jest źródłem tego uczucia ale ja sama. Bo on nigdy w żaden sposób nie zasugerował mi, że ma w stosunku do mnie jakieś pretensje o brak dziecka. Zresztą niechby spróbował Stało się, niczyja wina. Oboje byśmy woleli, żeby było inaczej ale jest jak jest.
Niestety w naszym przypadku jest tak, że z pretensjami innych członków rodziny już się musiałam zmierzyć. Z wypytywaniem i doradzaniem również. I myślę, że to głównie takie sytuacje spowodowały u mnie pojawienie się pretensji do siebie samej, że nie mogę zajść w ciążę i dać mężowi dziecka. Bo mam w nosie to, że ktoś się nie może doczekać wnuka czy prawnuka. Mam to w nosie albo i gdzie indziej. Niemniej jednak przygadywanki, głupawe teksty spowodowały, że gdzieś tam uroiłam sobie w głowie pretensję albo lekkie przekonanie o jakiejś mniejszej wartości jako kobiety i jako żony.
Jakoś tak to sobie tłumaczyłam, że skoro to moja wina to mogę być "ukarana" brakiem dziecka. Ale nie wina mojego męża, dlaczegóż więc on miałby być "karany" razem ze mną.
Raz się chyba spłakałam jak przy którymś spotkaniu rodzinnym widziałam jak mąż patrzy na małe dzieci. On generalnie do dzieci nie lgnie, nie ciągnie go. Mówi, że jak będzie miał swoje to co innego. Ale kiedyś "złapałam" taki wzrok. Wracając wyszlochałam mu, że czuję się winna i niepełnowartościowa. Mój mąż się wtedy spojrzał na mnie jak na ostatniego przygłupa i wkurzył. Wkurzył się za moje głupie myślenie. Opierniczył mnie wtedy porządnie. I dobrze. Bo jakoś wtedy te poczucie winy zaczęło mnie opuszczać. Bo wiem, że za nic mnie nie wini.
W naszym przypadku to ja pragnę dużo bardziej niż on. Od niego usłyszałam kiedyś w rozmowie, że może żyć bez dzieci. Ja nie wyobrażam sobie takiego życia. Dlatego to ja parłam do badań, leczenia, rozmów o adopcji dla mojego psychicznego komfortu.
Staram się dostrzegać ile szczęścia podarowałam mojemu mężowi i ile zyskał moją obecnością w jego życiu. I nie wmówi mi nikt, że inna mogłaby go bardziej uszczęśliwić. Nie mogłaby i tyle. Ta kwestia dyskusji nie podlega.
I to nie jest też tak, że mąż potrafi rozmawiać ze mną o moim problemie jak psycholog. Nie potrafi bo pewnych moich uczuć nie rozumie, choć wie, że są. Ale nauczył się nie dziwić się, że płaczę na wieść o cudzej ciąży. Prosiłam go kiedyś o nie mówienie mi o ciążach w naszym otoczeniu i on to respektuje. Nie rozumie pewnych rzeczy. Ale jest ze mną. Chodzi na wszystkie wizyty lekarskie choćby miał siedzieć pod gabinetem. I jak się nie uda to pretensji mieć nie będzie.
Nhele, wierzę, że sobie poradzisz z tym uczuciem. Postaraj się tylko przyjąć to co mówi Twój mąż, za prawdę. Nie szukaj drugiego dna, nie generuj w sobie dodatkowego bólu. Nieudane starania bolą wystarczająco mocno. |
|
Powrót do góry |
|
|
nheledore moderator
Dołączył: 15 Lip 2011 Posty: 6798 Skąd: K/T
|
Wysłany: Sro 13 Lis 2013, 18:56 Temat postu: |
|
|
Jeszcze raz podkreślę, że nie chcę, by to był temat "o mnie", albo pomoc "dla mnie". Myślę o tym raz za czas, wczoraj, przyznaję, miałam gorszy dzień, ale to nie znaczy, że sobie jakoś nie radzę.
Pomyślałam po prostu, że może warto, aby taki temat znalazł się na forum i żeby taką sprawę przegadać, ale niekoniecznie w kontekście mnie samej
Niemniej dziękuję dziewczyny za dodawanie otuchy, tak czy inaczej, jest mi miło i jakoś tak... lepiej?
Z tego, co pisze Justyna, wnioskuję, że takie myśli gdzieś tam przelatują w głowie, zdarzają się, dopadają na chwilę.
Więc może to w jakimś sensie 'normalne'.
Może ja nie mam pretensji do siebie, swojego ciała, ale czasem przebrzmiewa mi w głowie lekki żal. Ale chyba wobec losu/Boga, niż do samej siebie, tak nie czuję.
U mnie jest podobnie- mąż nigdy nie dał mi powodu, aby takie myśli się pojawiły, zupełnie nie o to chodzi, tu chyba Laura ma dużo racji, że kobiety są bardziej skłonne do dłubania sobie palcem w emocjach, duszy i skupianie się na takich sprawach.
Panno prostozmostowość jest okej.
Ale wnioski niekoniecznie. Nie chodzi o szukanie winnych, w takich sytuacjach racjonalnie patrząc nie ma winnych, a o szlachetności napisałam, jako zbiorze wszystkich pięknych cech, które cenię w ludziach; lojalność, oddanie, wierność (sobie samemu, przekonaniom), konsekwencja.
A ja wolałabym, żeby mój mąż gdyby rzeczywiście tak się w życiu ułożyło, przyszedł do mnie i powiedział, że no cóż, tak się stało, jak się stało, ale że może lepiej, byśmy poszli swoimi drogami, niż aby trwał przy mnie, bo obiecał mi to w dniu ślubu.
To oczywiście jest sytuacja skrajnie hipotetyczna, tak sobie gdybałam, głównie po to, by zapytać o zasadność jakiejkolwiek oceny moralnej takiego zachowania, nie konkretnie mojego męża, ale ludzi w ogóle.
Tak więc nie potrzebuję, aby małż był współwinny, bo wiem dokładnie, jak zachowa się, gdy padnie "wyrok" i jestem przekonana, że będzie to zupełnie szczere.
No i przede wszystkim: nie chcę urodzić dziecka mężowi.
Chcę urodzić dziecko męża
Co do wizyt u psychologa, okropnie nie lubię, gdy na forum padają podobne rady.
Oczywiście, zdarza się, że są takie sytuacje, gdzie mediator, osoba postronna mogą rzucić nowe światło, mogą czasem pomóc.
ALE nigdzie nie napisałam, że przeżywam 24h/7, bo na to nie mam na szczęście czasu, ani też, że to przeszkadza mi w normalnym życiu, bo tak nie jest. Nie wiem, czy ta uwaga była skierowana do mnie, ale pewnie pośrednio również, więc daję sygnał, że nie życzę sobie, bo gdy zajdzie potrzeba (co raczej się nie zdarzy, ale zobaczymy), to poszukam pomocy.
Ale raczej nie u psychologa, bo o tych najlepszego zdania nie mam. Znam zbyt wielu studentów tego kierunku niestety. |
|
Powrót do góry |
|
|
annna guru
Dołączył: 14 Gru 2011 Posty: 4922 Skąd: Katowice
|
Wysłany: Sro 13 Lis 2013, 19:35 Temat postu: |
|
|
Justyna*** napisał: | Staram się dostrzegać ile szczęścia podarowałam mojemu mężowi i ile zyskał moją obecnością w jego życiu. I nie wmówi mi nikt, że inna mogłaby go bardziej uszczęśliwić. Nie mogłaby i tyle. Ta kwestia dyskusji nie podlega.
|
Baaardzo mi się to podoba Bardzo!
Panno - jestem Ci winna przeprosiny, zrozumiałam, że jesteś "po drugiej stronie" więc Was w ogóle problem nieposiadania dziecka nie dotyczy. Nawet wydawało mi się, że widzę suwaczek z ciążą
Laura ja już nie pamiętam, kiedy u mnie wykryli PCOS Serio. Chyba jak miałam 14 lub 15 lat. Więc jakieś 10, 11 lat już się leczę. Lekarka nie wyklucza naturalnego poczęcia, ale jak tu już gdzieś pisałam, powiedziała, że starania będą wyglądały mniej więcej tak: odstawienie tabletek, 3 miesiące starań, jak się nie uda to potem monitoring cyklu, a potem "dalsze kroki". Już nie wnikałam co to są dalsze kroki U mnie problem jest taki, że jeszcze jakieś 3 lata temu jak tylko odstawiłam tabsy to nawet pierwszy okres nie wystąpił, tak szybko hormony poszybowały w górę. Po kolejnym cyklu brania tabletek było lepiej. Ale pewnie dlatego mówiła o tak krótkim (według mnie 3 miesiące na zajście w ciążę to chyba krótko?) czasie starań. _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
Panna_na_niedźwiedziu bywalec
Dołączył: 21 Wrz 2013 Posty: 155 Skąd: Lbn
|
Wysłany: Czw 14 Lis 2013, 8:06 Temat postu: |
|
|
Annna - spoko, po prostu się nie zrozumiałyśmy, nie ma problemu
Nheledore - Wiem, że w takich sytuacjach racjonalnie rzecz biorąc nie ma winnych, i że świadomie nikt ich nie szuka. Ale czasem napięcie jest tak duże, że człowiek samego siebie obwinia za niepłodność i gdzieś nieświadomie odczuwa to jako jakieś "wybrakowanie". Wtedy może się pojawić nieuświadomione dążenie do wywołania odrzucenia ze strony partnera, żeby móc odetchnąć z ulgą i powiedzieć sobie: "ok, może ja nie mogę mieć dzieci, ale nie tylko ja jego krzywdzę, on mnie też, skoro zostawił mnie dla innej". Nie mówię absolutnie, że tak jest w Twoim przypadku, tylko warto mieć świadomość, że tak może się zdarzyć - i jeśli zacznie się pojawiać to poczucie, że "jestem gorsza od innych, bo nie mogę mieć dzieci", to trzeba je wykorzeniać i tym bardziej dbać o własną dobrą samoocenę i pielęgnować uczucia w związku. Bo w końcu to siebie nawzajem wybraliście, a nie nikogo innego - i wiedzieliście, co robicie
Tak czytam jeszcze raz moją poprzednią wypowiedź i wydaje mi się, że mogłam trochę przegiąć z tą prostozmostownością - jeżeli Cię jakoś uraziłam to przepraszam, nie chciałam
A z tym psychologiem - to trochę jak z lekarzem. Czasem warto iść nie tylko, kiedy coś jest nie tak, ale po prostu profilaktycznie. Pomyślałam o tym nie dlatego, że oceniam Waszą sytuację jako skomplikowaną, tylko myślę sobie, że jeśli piszesz o tym na forum, obcym osobom, to gdzieś w Tobie siedzi potrzeba wygadania się - a psycholog mógłby wysłuchać, tylko tyle _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
myszka426 moderator
Dołączył: 18 Mar 2009 Posty: 4826 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 14 Gru 2013, 0:24 Temat postu: |
|
|
Nehle w sumie to mnie pośrednio dotyczył ten problem. Przez 15 lat lekarze mi powtarzali że nie będę mamą bo mam niedorozwój macicy . Było mi z tym ciężko , najgorzej było jak widziałam mamę z wózkiem. Kiedyś miałam taką sytuację moja bratanica była malutka , płakała mieszkaliśmy razem z rodzicami szłam do niej do pokoju żeby zobaczyć co jej się dzieje tego nie zapomnę bratowa powiedziała do mnie "urodź sobie własne dziecko i wtedy się będziesz zajmować"
Skończyłam 35 lat i zaszłam w ciąże _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pauline kandydat
Dołączył: 13 Cze 2013 Posty: 25 Skąd: Zagranica
|
Wysłany: Sob 14 Gru 2013, 1:55 Temat postu: |
|
|
Twój post skłonił mnie do reflekscji na ten temat.
Bardzo chciałabym mieć dziecko, nie teraz ale wiem że za kilka lat będę chciała je mieć, nawet nie jedno a kilkoro, czasem boję się tego że może okazać się że ja albo moj ukochany nie możemy mieć dzieci, staram się o tym nie myśleć ale to jakoś samo przychodzi.
Gdyby się okazało że moj ukochany nie może mieć dzieci nigdy przenigdy nie pomyślałabym o tym żeby go zostawić. ani teraz ani 2 lata temu ani za 10 lat, po prostu nie ma takiej możliwości. I myślę że ty rownież byś tego nie zrobiła gdyby chodziło o twojego męża, więc nie powinnaś tak myśleć. Wierzę że jest Ci cięzko ale twój mąż ożenił się z tobą a nie z możliwością posiadania dzieci. Znam 2 kobiety ktore latami nie mogły mieć dzieci a w wieku 30paru lat z pomocą nowoczesnej medycyny udalo się i obydwie mają prześliczne córeczki. _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
rusnacci bywalec
Dołączył: 09 Wrz 2015 Posty: 231
|
Wysłany: Czw 1 Paź 2015, 19:38 Temat postu: |
|
|
Też sobie o tym myślałam (o niepłodności) i rozmawiałam o tym już z partnerem. Oboje mamy zdanie takie, że jeśli nie będziemy mogli mieć dzieci trudno widocznie tak ma być, będziemy próbować zaadoptować i tyle. Bierzemy ślub z miłości, a nie żeby mieć dzieci. I choć oboje chcemy mieć to uważamy, że dziecko to dar boży i jeśli mamy mieć to mieć będziemy. Wiadomo, w razie niepłodności któregoś z nas będzie nam ciężko i przykro, ale mam nadzieje, że zawsze będziemy pamiętać co jest najważniejsze. Nasza miłość _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
pikador kandydat
Dołączył: 22 Paź 2016 Posty: 10 Skąd: Katowice
|
Wysłany: Pon 14 Lis 2016, 13:33 Temat postu: |
|
|
Powiem tylko tak. Jak się bardzo pragnie mieć dziecko to się da! Da się zwalczyć chorobę czy niepłodność. Oczywiście bywa tak, że się nie da. Wtedy jest jeszcze invitro. Jeżeli jednak invitro też nie wchodzi w grę to jest przecież jeszcze adopcja. I tak adopcja to trudna sprawa ale da się to zrobić! Trzeba mieć sporo samozaparcia ale jest to możliwe. _________________ o szansy definiują nasze życia. Szewc bez butów chodzi |
|
Powrót do góry |
|
|
slodkoslona uzależniony
Dołączył: 24 Sty 2016 Posty: 594
|
Wysłany: Czw 22 Cze 2017, 8:47 Temat postu: |
|
|
A nie da się tego jakoś wyleczyć? Wiem, że są różne kliniki... Moja siostra miała podobny problem. Wtedy szukałyśmy rozwiązania razem i pomogli jej lekarze z kliniki Gameta w Łodzi. Poczytajcie, podrzucam link: http://gameta.pl/. Może i dla Was znajdą rozwiązanie. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Zamknij
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz określić w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Warszawa : Katowice : Kraków : Poznań : Wrocław : Łódź : Szczecin : Gdańsk : Toruń : Bydgoszcz : Częstochowa : Olsztyn : Rzeszów : Piła : Zielona Góra : Lublin : Kielce
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group |