Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lauraire guru
Dołączył: 23 Maj 2012 Posty: 8431
|
Wysłany: Wto 20 Maj 2014, 16:02 Temat postu: Mały książę ERYK - Nasza szczęśliwa '13' <3 |
|
|
Witajcie forumowe ciotki w wątku małego uparciuszka Eryka!
Zacznę od tego , że jestem mamą! Już tak naprawdę i na zawsze i to najszczęśliwszą na świecie, bo mam najwspanialsze idealne dziecko i najukochańszego męża. Teraz jesteśmy w pełnowartościową rodzinką, pełną gębą. Chciałabym, żeby już tak zostało na wieki.
A wszystko zaczęło się tak... Ja wiecie Erykowi wyjątkowo śpieszyło się na ten świat już od jakiegoś czasu, ale do 11 maja miał nakaz siedzenia w brzuchu, żeby został zakwalifikowany jako dziecko donoszone. Wiedziałam, że będzie grzecznym synkiem i wstrzyma się do tego czasu, ale prawdę mówiąc miałam nadzieję, że wykluje się jeszcze później, tak 17/18 maja lub 26 maja, tak na dzień matki. Jednakże mój syn miał troszkę inny plan...
W poniedziałek 12 maja, mąż rano przed pracą, zawiózł mnie do przyjaciółki, która urodziła 8 marca, żeby zobaczyć w końcu tą małą. Zajechaliśmy tam przed 8 rano, mąż zostawił mnie przed szlabanem i pojechał (dobrze, że coś rano nas tknęło i wzięliśmy wszystkie torby do szpitala do jego samochodu). Posiedziałyśmy, zjadłyśmy po ciastku, pogadała na temat ciąży, porodu, dzieci, pobawiłam się z Zosią i nagle czuję, że coś ze mnie się leje i to siedząc na ich kanapie. Poszłam do łazienki żeby obejrzeć wkładkę, ale już kompletnie zgłupiałam, zawołałam tą moją Olkę żeby się "skonsultować", no i stwierdziłyśmy, że to chyba wody. No to fru, małą w kombinezon i w fotelik, do garażu i do szpitala. To była godzina 11:30.
Droga do szpitala zestresowała mnie jeszcze bardziej niż samo odejście wód, bo moja przyjaciółka kierowcą wyborowym to raczej nie jest, a jeszcze musiała prowadzić wielką krowę w centrum miasta w godzinach szczytu, modliłam się tylko i prosiłam ją żebyśmy dojechały do szpitala w jednym kawałku. Matko, same ku*** i ch*** leciały zza kierownicy, aż chciałam dziecku uszy zatkać. Przejechałyśmy nawet przez zamknięty remontowany plac, policja nas puściła od razu i życzyła powodzenia, nawet nie miałam głowy żeby się uśmiechnąć i podziękować, bo czułam jak coś ciągle ze mnie się sączy.
Gdzieś po drodze zadzwoniłam do męża, że jedziemy do szpitala i żeby wyszedł z pracy. W szpitalu był przed nami, nawet nie chcę się domyślać jak to zrobił.
Dotarliśmy do szpitala, szybko mnie zarejestrowali i fru na badania, miałam nadzieję, że to jednak nie wody, albo tylko jakiś większy wyciek, ale jak tylko wdrapałam się na kozetkę i doszło do badania palpacyjnego to siup kolejna porcja wyleciała, rozwarcie w tamtym momencie miałam rozwarcie na 3 palce, jeszcze tylko usg i badanie miednicy i na porodówkę razem z mężem i wszystkimi naszymi tobołkami.
Dotarliśmy na naszą salę porodową (all inclusive), weszłam na to całe "łóżko" porodowe, zwarta i gotowa i czekałam na jakiś rozwój sytuacji.
No i tak czekaliśmy, czekaliśmy i czekaliśmy...
W międzyczasie poszły zastrzyki w dupsko i kroplówka w żyłę. A tu dalej nic.
Mąż z godziny na godzinę coraz bardziej zszokowany, raczej spodziewał się szybkiej akcji jak w amerykańskim filmie, a tutaj zapowiadało się takie never edning story. Ja też byłam nieco zawiedziona, bo specjalnie mnie nie bolało tak jak sobie to w głowie planowałam, ani nie dokuczało. Nosz, najnudniejszy poród na świecie.
Nagle przypomniało mi się że w zlewie w kuchni zostały dwa brudne kubki i zaczęłam pouczać męża co i jak, że ma nie bałaganić i posprzątać przed tym jak mama i babcia przyjdą do nas realizować moją "listę zadań" z lodówki (od prania firanek i zasłon do pastowania podłóg). Tak, wyobraźcie sobie, że w tamtym momencie to był dla mnie największy problem, tak mnie już nudził ten poród. Potem zaczęłam narzekać, że już nie zjem sobie tego co nakupiliśmy dzień wcześniej.
Położne co jakiś czas przychodziły sprawdzać postępy, tętno dziecka itd. W międzyczasie na porodówkę zdążyła zawitać moja mama, przewertowała cały personel, posiedziała ze dwie godzinki i pojechała do domu. Kolejne ktg, kolejne badanie i słowa położnej "No ładnie zaczyna się coś ruszać, no to dzisiaj chyba urodzimy. Przygotujcie zestaw porodowy". Aż mi serce zadrżało, mężu się zapowietrzył, oko mu się spociło, ależ byliśmy podekscytowani, już niedługo zobaczymy synka. Tiaa....
Zaczęły się regularne, bardziej "bolesne" skurcze, chociaż to też nie był ból taki jak chciałam. No wreszcie!
Położna przyniosła nam radio, poszłam pod prysznic, zaczęłam skakać na piłce, mąż masował mnie, śpiewaliśmy sobie piosenki i co chwila z czegoś się rechotaliśmy, wskoczyłam do wanny. Tak się zrelaksowaliśmy, że z tego wszystkiego skurcze zanikły.
Ręce mi już opadły, chciałabym zrobić wszystko żeby pomóc naturze, no ale nic, zupełnie nic nie skutkowało. Mąż ciągle mnie pocieszał, mówił, że jestem jego bohaterką i jaka jestem dzielna, że jest ze mnie bardzo dumny i niedługo będziemy tulić synka.
Zapadła już głęboka noc gdy jedna z położnych stwierdziła, że jednak nie zapowiada się na to żeby w najbliższych godzinach coś się wykluło i powinnam się przespać, mój mąż też może jechać do domu się przespać lub zostać ze mną i przekimać się na kanapie lub na takim wielkim grochowym worku/fotelu, tak też zrobił.
Nastał świt, a tu dalej cisza. Od prawie 20 godzin mało co jadłam, w końcu dostałam śniadanie, a potem nawet obiad żebym miała siłę na parcie (domniemane).
24 godziny minęły, kolejna (chyba 3) dawka antybiotyku osłonowo dla maluszka i w końcu zdecydowali się podać oksytocynę. Wtedy uwierzyłam, że teraz to już pójdzie. Rozwarcie doszło do 6/7 cm, zaczęłam mieć skurcze co 5 minut, potem co 3 minuty, o jest nadzieja, aż tu nagle znowu zaczęły powoli zanikać, aż straciły się całkowicie... I załamka.
No to siedzimy i czekamy, położne zaczęły przychodzić bardzo często, ale wiedzieliśmy, że coś już jest nie tak, jak lekarze zaczęli przychodzić jeden po drugim, nawet sam Pan docent (ordynator) osobiście się pojawił. Około godziny 18 (ponad 30 godzin od rozpoczęcia akcji porodowej) przyszła Pani doktor, zbadała mnie i stwierdziła, że nie ma co dłużej czekać i musimy ciąć.
Nie jestem w stanie opisać teraz tego co poczułam w tamtej chwili, ale łzami zalałam się cała, nawet koszula była mokra, widziałam, że mój mąż też otarł łezkę, ale dalej się trzymał, przytulał i wspierał, ciągle powtarzał, że jestem bardzo dzielna i odważna, doskonale wiedział, jak bardzo chciałam urodzić sn i jak bardzo bałam się cc.
Przyszła Pani anestezjolog, zrobiła wywiad, wytłumaczyła mi wszystko, podpisałam papiery i na salę. Trafiłam na świetną ekipę lekarzy Wiedziałam, że wszystko będzie ok jak okazało się, że syn głównego anestezjolog też ma na imię ERYK. A ten facet sam w sobie genialny, cały czas mnie zagadywał i dowcipkował, opowiadał mi o kobiecie z brodą, o gender, o teściowych itp. itd.
Z całej operacji nic nie bolało i nic nie czułam oprócz okropnej zgagi. Nagle usłyszałam tylko wielki ryk; łeeee, łeeee, łeeee, no i siur poleciały mi z oczu hektolitry (teraz jak to piszę też kropelka po policzku pociekła), zdążyłam tylko zobaczyć czarną czuprynę i rozdziawioną buzię i zabrali go do osuszenia i opatulenia, ale już po chwili wrócił do mnie na pierś, w zasadzie to na szyję. To była miłość od pierwszego wejrzenia!
I tego uczucia nie da się ot tak nazwać i opisać, po prostu nie da, bo w żadnym z języków świata nie wymyślono jeszcze odpowiednich, wystarczająco szczerych i prawdziwych słów, żeby to nazwać
To było niesamowite, takie piękne i wyjątkowe, jakby walnięcie obuchem, wszystko nagle się zmienia na zawsze i do końca. 1000% szczęścia i spełnienia Nic więcej nie potrzeba!
Tak na świat przyszedł Eryk, ciało z mego ciało, krew z krwi, moje drugie (a raczej pierwsze) serce, które teraz mogę dotknąć, przytulić, pocałować. Nasz cud, największe i najwspanialsze dzieło.
Eryk urodził się 13 maja 2014 roku, o godzinie 19.07, ważył równiutko 3000 gramów, miał 54 cm i w każdej minucie dostał 10 pkt Apgar. Jest kochanym, zdrowym, silnym i pięknym dzieckiem.
Gdy wyjechałam już z sali operacyjnej, mój mąż już miał przy sobie małego, jak mnie zobaczył uronił łezkę, pocałował i podziękował mi. ( o matko, teraz jak sobie przypominam to zaś płaczę. )
Pojechaliśmy na salę, położyli obok mnie Eryczka, przystawili do cycka i tak leżeliśmy grubo ponad 2 godziny. O moich dalszych przeżyciach związanych z porodem i dochodzeniem do siebie nie będę się może rozpisywać, bo po pierwsze nie chce żadnej wystraszyć, a po drugie i tak nie warto, najważniejszy jest końcowy efekt, który właśnie smacznie sobie śpi obok mnie.
Wspomnę tylko jeszcze, że jak się okazało czuwały nad nami Anioły i dziadek Eryczka (już gdzieś pisałam, że szpital jest pw. Aniołów Stróżów, a mój tata leży na cmenatrzu z 200-300 metrów od szpitala). A dlaczego tak mówię? Otóż okazało się, że moje maleństwo owinęło się pępowiną więc nawet gdyby akcja się rozwinęła i zaczęłabym rodzić siłami natury to mały mógłby się zacieśnić i przydusić, a jako że tętno by spadało i tak skończyłoby się to cesarką, z tym, że taka na cito. Także TAK MIAŁO BYĆ. Nie ma tego złego!
Od 18 maja (czyli dokładnie od imienin Eryka) jesteśmy już w domu, cieszymy się sobą, odpoczywamy i oswajamy z nowym-lepszym stanem rzeczywistości. Eryk jest dzieckiem idealnym, wręcz podręcznikowym. Jak na razie ciągle konkurujemy z jego tatusiem o to kto ma go przewinąć, kto ma pobujać, ponosić, dobrze, że tatuś nie ma cycków, chociaż tutaj nie mam rywala.
I na koniec najświeższe zdjęcie mojego tygodniowego skarba:
edit: tu było zdjęcie
Ostatnio zmieniony przez lauraire dnia Sro 30 Lip 2014, 7:33, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
domcia192 guru
Dołączył: 02 Sie 2013 Posty: 2116 Skąd: Stalowa Wola
|
Wysłany: Wto 20 Maj 2014, 16:08 Temat postu: |
|
|
Aż mi się łezka zakręciła. Rozczulają mnie takie opowieści jeszcze raz gratuluję pięknego i zdrowego synka _________________ Jesteśmy parą od 22.04.2007r. ;** <3
Zaręczeni od 14 grudnia 2012r. ;*
|
|
Powrót do góry |
|
|
Asiulaaa019 guru
Dołączył: 27 Wrz 2010 Posty: 5438 Skąd: wielkopolska
|
Wysłany: Wto 20 Maj 2014, 16:22 Temat postu: |
|
|
Ryczałam przez Twoją relację!
Gratuluję Wam serdecznie małego, cudownego aniołka.
Wracaj szybko do zdrówka dzielna Mamo!
Eryczek sama słodycz _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
velvet88 uzależniony
Dołączył: 07 Kwi 2013 Posty: 737 Skąd: MMz
|
Wysłany: Wto 20 Maj 2014, 16:36 Temat postu: |
|
|
mnie też Twoja relacja bardzo wzruszyła
jeszcze raz gratuluję i nie mogę się napatrzeć na małego kudłacza _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
annn maniak
Dołączył: 07 Sty 2012 Posty: 1883 Skąd: zawsze tam gdzie Ty :)
|
Wysłany: Wto 20 Maj 2014, 16:49 Temat postu: |
|
|
Gratuluję ślicznego synka
Jaką ma śliczną bujną czuprynę
Popłakałam się czytając Twoją relację Jesteś naprawdę silna, życzę duuużo zdrówka dla Ciebie i Maluszka
Znając mojego męża to jestem pewna że takowa "rywalizacja" będzie u nas też miała miejsce _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasztanowa guru
Dołączył: 09 Sty 2012 Posty: 11191
|
Wysłany: Wto 20 Maj 2014, 16:51 Temat postu: |
|
|
Piękna relacja, naprawdę
Skąd Ty masz tyle siły i energii tak szybko po porodzie ?
Jak Synek śpi? Często wstajesz w nocy? _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
Betka maniak
Dołączył: 06 Kwi 2011 Posty: 1237
|
Wysłany: Wto 20 Maj 2014, 17:19 Temat postu: |
|
|
Ale uroczy Książę
Gratuluję Pięknie to opisałaś |
|
Powrót do góry |
|
|
marta_ges moderator
Dołączył: 02 Paź 2009 Posty: 7062 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Wto 20 Maj 2014, 17:29 Temat postu: |
|
|
Śliczny Super, że mąż tak fajnie się zachowuje i że miałaś w nim duże wsparcie podczas porodu:) A w sumie początek akcji filmowy _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lioness uzależniony
Dołączył: 13 Paź 2012 Posty: 528
|
Wysłany: Wto 20 Maj 2014, 17:31 Temat postu: |
|
|
Trzynastka to dobra liczba, moja ulubiona
Ta wasza droga do szpitala jak z amerykańskiej komedii, choć pewnie Tobie nie było w tamtym momencie do śmiechu
Gratuluję i życzę zdrówka, radości, cierpliwości i samych takich pięknych wzruszeń dla całej waszej rodzinki _________________
|
|
Powrót do góry |
|
|
lauraire guru
Dołączył: 23 Maj 2012 Posty: 8431
|
Wysłany: Wto 20 Maj 2014, 17:38 Temat postu: |
|
|
Ale baby tu się nie ma co wzruszać przecie!
Dziękuję dziewczyny
Kasztanowa napisał: | Skąd Ty masz tyle siły i energii tak szybko po porodzie ?
Jak Synek śpi? Często wstajesz w nocy? |
Synuś jest moim energy-drinkiem i tabletką przeciwbólową w jednym.
A tak serio, wydaje mi się, że fakt iż jesteśmy już (wreszcie) w domu tak na mnie zadziałał, nagle wszelkie bolączki ustąpiły, już funkcjonuję jak za dawnych czasów. Nawet dwa prania zdążyłam już zrobić.
Śpi niemalże książkowo, a nawet lepiej. W ciągu dnia budzi się tak co 3 godzinki (pi razy oko) a w nocy to w zasadzie (jak na razie) tylko raz do niego wstaje, bo cyca dostaje około północy, potem w środku nocy się budzimy i później już nad ranem. Np. dzisiaj było tak, że po północy jadł, wstał przed 4 rano na cyca i później spał mi do 8 rano. Jak dla mnie mogłoby tak zostać. |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Zamknij
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies możesz określić w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Warszawa : Katowice : Kraków : Poznań : Wrocław : Łódź : Szczecin : Gdańsk : Toruń : Bydgoszcz : Częstochowa : Olsztyn : Rzeszów : Piła : Zielona Góra : Lublin : Kielce
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group |